|
Re: [OT]Szkodliwosc telefonow komorkowych
rafal2325 |
A.L. wrote:[color=blue] > Jakis czas temu toczyla sie tu dyskusja na temat szkodliwosci > nadajnikow telefonii komorkowej i telefonow jako takich. Zakonczyla > sie bez konkluzji.[/color]
Zgadza się. [color=blue] > Ale ostatnio pokazala sie wiadomosc o szkodliwosci tejze, co moze byc > uzyte przez przeciwnikow lokalizowania wiez nad ich glowami. Ku ich > uzytkowi wiec podaje:[/color] [...][color=blue] > [url]http://www.foxnews.com/story/0,2933,389881,00.html[/url][/color]
A czytałeś całość? Bo jak nie to "kpisz, czy o drogę pytasz"? :) Cytaty:
"Although the evidence is still controversial, I am convinced that there are sufficient data to warrant issuing an advisory to share some precautionary advice on cell phone use," he wrote in his memo.
PL: Pomimo, że dowody są kontrowersyjne, jestem przekonany bla bla...
"The question is do you want to play Russian roulette with your brain," she said in an interview that she did from her cell phone. "I don't know that cell phones are dangerous. But I don't know that they are safe."
PL: Nie wiem, czy telefony są szkodliwe, ale nie wiem także, czy są bezpieczne.
Takie opowieści to mogę snuć ja, jako informatyk, ale nie naukowiec.
A teraz o metodach tego badania: "That means it relied on people with cancer to remember how often they used cell phones. It is not considered the most accurate research approach." PL: Badanie opierało się na odpytywaniu (chorych na raka mózgu) jak często rozmawiali przez komórki. Nie jest to uznawane za bardzo dokładną metodę badawczą...
No to ja przepraszam. Miał być dowód, ostateczna konkluzja: telefon=śmierć. A tu jakiś debil zapytał już chorych na raka mózgu, czy używali telefonów: założę się, że 90% z nich powiedziało, że "na codzień". Równie dobrze mogli spytać, jak często oglądali telewizję, albo jeździli samochodem. Odpowiedź i wyniki byłby równie "niebezpieczne" i dowodzące szkodliwości telewizji i jeżdzenia samochodem w kwestii raka mózgu.
JEDNOCZEŚNIE z tego samego tekstu: "The largest published study, which appeared in the Journal of the National Cancer Institute in 2006, tracked 420,000 Danish cell phone users, including thousands that had used the phones for more than 10 years. It found no increased risk of cancer among those using cell phones.
PL:Największe badanie opublikowane (...) w 2006 zbadało 420 tysięcy użytkowników telefonów komórkowych w Danii, w tym tysiące ludzi używających telefonów więcej, niż przez 10 lat. NIE STWIERDZONO PODWYŻSZONEGO RYZYKA ZACHOROWANIA NA RAKA (jakiegokolwiek, jak rozumiem) U OSÓB KORZYSTAJĄCYCH Z TELEFONÓW KOMÓRKOWYCH.
Jakoś te badania statystyczne wydają mi się nieco bardziej wiarygodne, niż pytanie ju chorych o to, czy pamiętają, czy i jak korzystali z telefonów.
Oczywiście z całego serca popieram przy tym zalecenia niektórych agend rządowych, żeby ograniczać dostęp do telefonów dzieciom (i niemowlakom zwłaszcza) na wszelki jak zwykle wypadek (rozwijającym się komórkom zaszkodzić może wszystko: patrz tysiące zaleceń dla kobiet w ciąży), choć bardziej bym się tutaj przejmował szkodliwością psychiczną, potencjalnymi problemami z bateriami litowymi (no to może poparzyć) albo że ktoś dziecko pobije i mu telefon zwinie.
Niektórzy chcieli konkretów, to proszę bardzo. Ale proszę czytać całość, a nie sam nagłówek.
Jakub
A.L. wrote:[color=blue] > To jest sprawa milosci.[/color]
Niestety, dla mnie to jest sprawa nauki. I statystyki. Dopiero potem "afektu", jak to nazywasz. [color=blue] > Jak ktos kocha panienke z HIW, to bedzie > wsystkim wmawial (i sobie) ze jest zdrowa. I rzeczywiscie, moze sie > nie zarazi. Podobnie, jak ktos kocha swoja komorke, to....[/color]
Na poczatku byłem lekkim sceptykiem co do telefonii, teraz traktuję ją jak każde inne udogodnienie. Do miłości mi daleko. Ale jako umysł ścisły wymagam dowodów, a nie opowieści - na wszystkie istotne tematy, w tym ten. [color=blue] > To jest sprawa wiary takze.[/color]
Wszystko to sprawa wiary można powiedzieć. Ot taki atom - widziałeś? Na własne oczy? A wierzysz w jego istnienie? To jak to jest? :) [color=blue] > Kto co zrobi z powyzszym artykulek i do czego owego artykulu uzyje, to > jego sprawa.[/color]
Dobrze mówisz. [color=blue] > ja jednak uzywam telefonu tylko przez sluchawke (i robilem to duzo > wczesniej niz sie ow artykul ukazal), nie osiedlam sie w poblizu > nadajnikow,[/color]
A ja używam normalnie i chętnie zainstalowałbym BTSa na swoim budynku, bo dzięki temu narażenie na emisję promieniowana by mi znacznie spadło - ale to wymaga zrozumienia fizyki i matematyki, więc rozumiem, że to trudne. [color=blue] > i znam co najmniej jedna osobe ktora zmarla na raka mozgu > o ktorej lekazre po cichu mowili ze "to" mialo zwiazek z telefonem, > ale bali sie mowic glosno ze wzgledu na mozliwe procesy sadowe.[/color]
Wiesz, całkiem możliwe, że takich osób jest więcej, niż ta jedna. Problem w tym, żeby udowodnić, że to wina telefonu, a nawet jak to wina telefonu (nie wykluczam wcale i takiej możliwości), to problem w stwierdzeniu, czy ryzyko jest istotne. Póki co ryzyko wygląda na zupełnie niemierzalne. [color=blue] > No, ale zyjemy w wolnych krajach, i kazdy robi jak uwaza.[/color]
Dokładne i z tego nalezy się cieszyć. Komunizm jest bardziej niezdrowy, niż telefony. [color=blue] > Polska wersja artykulu ukazala sie w roznych zrodlach; nie chce mi sie > sukac linkow.[/color]
Polecam jednak poszukanie wszystkim tym, którzy z angielskim tak sobie dobrze nie radzą, jak my dwaj.
Jakub
A.L. nabazgrał:[color=blue][color=green] >> A ja używam normalnie i chętnie zainstalowałbym BTSa na swoim budynku, >> bo dzięki temu narażenie na emisję promieniowana by mi znacznie spadło - >> ale to wymaga zrozumienia fizyki i matematyki, więc rozumiem, że to >> trudne.[/color] > > Dla ciebie?... Pewnie tak. Dla mnie nie. I kiedys tak myslalem jak ty, > ze jak czegos nie da sie matematyka i fizyka to nie istnieje. Do czasu > gdy na Politechnice Warszawskiej mialem okazje zapoznac sie z pracami > profesora Stefana Manczarskiego. > > Niestety, nie wszystko da sie zmierzyc i opisac rownainiami, > przynajmniej takimi jaie sa nam znane. nasza nauka jest bardzo > powierzchowna i prymitywna. Wiec proponuje nie przesadzadzac.[/color]
To nie żadna przesada tylko wiara i nauka w parze iść nie mogą. Chociaż niektóre oszołomstwo próbuje tak naginać, że brak naukowych dowodów na istnienie Boga jest dowodem na jego istnienie. Równie dobrze mogłoby faux news ogłosić że w komórkach Szatan mieszka.
Użytkownik A.L. napisał: [color=blue] > (...) znam co najmniej jedna osobe ktora zmarla na raka mozgu > o ktorej lekazre po cichu mowili ze "to" mialo zwiazek z telefonem,[/color]
Na jakiej podstawie oparte byly ich twierdzenia?
Krzysztof
Użytkownik A.L. napisał: [color=blue] > Na podstawie twierdzenia lekarzy: ksztaltu i umiejscowienia nowotworu.[/color]
Mieli duzo takich przypadkow? Bo i tak raczej o niczym jeszcze to nie swiadczy. Choc moze w Stanach faktycznie dac mozliwosc wygrania pokaznego odszkodowania.
Krzysztof
"A.L." wrote...[color=blue] > > To chodzilo o co innego: lekarze bali sie oglosic ze to > moze byc od telefonu. Bali sie ze zostana zaskarzeni > przez firmy telefoniczne. >[/color] I bardzo słusznie! Wystarczy spojrzeć na długoletnie statystyki zachorowalności na raka mózgu i zobaczyć czy istnieje wyraźna tendencja wzrostowa po 1990 roku. Oczywiście należy na te statystyki nałożyć filtr wzrostu wykrywalności choroby oraz patrzeć się uważnie na kategorie wiekowe. Podejrzewam, że to już zrobiono ponieważ jest to zbyt prymitywna i mało kosztowna metoda badawcza stosowana od lat - może to zrobić licealista bez komputera - i nic nie zobaczono! Oczywiście zawsze może się pojawić kontargument, że jeszcze zbyt mało czasu upłynęło od umasowienia się komórek i te promile promilów jeszcze nie są wyraźnie widoczne w globalnych statystykach. Wydaje mi się, że były robione już doświadczenia ze zwierzętami, nic nie stoi chyba na przeszkodzie, poza ekoterrorystami oczywiście, żeby nadal sprawę badać. Wrodzona ostrożność podpowiada mi jednak, że strategia AL unikania maksymalnie, w miarę możliwości, kontaktu z mikrofalami jest słuszna - porozmawiajcie na ten temat z obsługą stacji radiolokacyjnych, oni przeciętnie szybciej łysieją oraz po odpowiednim stażu na stacji mają większe problemy z rozmnożeniem się niż przeciętny osobnik w ich wieku. Oczywiście moc komórki jest dużo mniejsza, ale efekt kumulacji ..... A.
Aaron nabazgrał:[color=blue] > "A.L." wrote...[color=green] >> >> To chodzilo o co innego: lekarze bali sie oglosic ze to >> moze byc od telefonu. Bali sie ze zostana zaskarzeni >> przez firmy telefoniczne. >>[/color] > I bardzo słusznie! > Wystarczy spojrzeć na długoletnie statystyki zachorowalności na raka > mózgu i zobaczyć czy istnieje wyraźna tendencja wzrostowa po 1990 > roku.[/color]
Ba, w ogóle to kiedyś ludzie nie umierali na raka bo nie dożywali to wieku odpowiedniego i umierali na jakieś przeziębienia. Stąd łatwo wywnioskować że raka powodują na ten przykład antybiotyki bądź nawet zwykły rutinoscorbin. A może to wina telewizorów kolorowych?
A.L. wrote:[color=blue] > Zauwazono rozniez wrost bezplodnosci wsrod policjantow poslugujacych > sie radarem. Na szczescie zaczeto uzywac miernikow laserowych, wiec > problem sei sam rozwiazal[/color]
A zauważono przy tym także, że siedzący tryb pracy (w samochodzie?) powoduje znaczne zwiększenie problemów z płodnością z powodu przegrzewania jąder? Wzięto ten efekt po uwagę? A co do fotoradarów: w sumie może to dobry pomysł, żeby zakazać policji stosowania mikrofalowych mierników prędkości, bo szkodzą zdrowiu! Muszę pomyśleć, może zacznę zwalczać wszelkie mikrofale i poszukam statystk raka wśród kierowców o dużej liczbie mandatów...
Jakub
Skrypëk wrote:[color=blue] > Ba, w ogóle to kiedyś ludzie nie umierali na raka bo nie dożywali to > wieku odpowiedniego i umierali na jakieś przeziębienia. Stąd łatwo > wywnioskować że raka powodują na ten przykład antybiotyki bądź nawet > zwykły rutinoscorbin. A może to wina telewizorów kolorowych?[/color]
A zaczęło się w Polsce od Rubina. I w sumie coś w tym jest, bo one przecież "wybuchały" :)
Jakub
Użytkownik "Jakub Danecki" <jak_wytnijto@danecki.net> napisał w wiadomości news:g6cr5l$o0l$2@inews.gazeta.pl...[color=blue] > A zaczęło się w Polsce od Rubina. I w sumie coś w tym jest, bo one > przecież "wybuchały" :)[/color]
No, u mojej ś.p. Babci zjarał się Rubin w polskim wykonaniu.. Ja nawet wiem, co mu było, ale jak to rodzinka, pozostała głucha na moje ostrzeżenia, że coś się z telewizorem dzieje. I niecałe pół roku później zjarał się dokumentnie. Jedno proste lutowanie uratowało by mieszkanie, uratowało by telewizor, uratowało by rzeczy nie do odtworzenia...
Ja miałem Rubina w wersji ruskiej importowanej. Wyjątkowo dobry egzemplarz się trafił. choć fakt, popsuł się parę razy i dwie wymiany kinola zaliczył (w tym jedną "temi ręcamy" zrobioną)... ale i tak sukces... kolory miał jak brzytwa, lepsze, niż niejeden zachodni OTV z wystawy... dopiero pod sam koniec żywota zaniemógł. Cóż... części były wówczas liche, papier nawet nie był zbytnio bakelizowany (chodzi o płytki drukowane), zimne luty się zdarzały, kondensatory umierały z przegrzania, bo tuż pod "lampą rentgenowską" siedziały, Parę rzeczy przeprojektować i było by naprawdę super. Tylko ten cieżar cholerny... ale sam kinol ważył tylko 18 kilo, osobiście sprawdzałem.
-- D4 Abecadło z pieca spadło, Chleb wypiło, wodę zjadło.
A.L. nabazgrał:[color=blue] > On Fri, 25 Jul 2008 15:23:33 +0000 (UTC), "Jakub Danecki" > <jak_wytnijto@danecki.net> wrote: >[color=green] >> Skrypëk wrote:[color=darkred] >>> Ba, w ogóle to kiedyś ludzie nie umierali na raka bo nie dożywali to >>> wieku odpowiedniego i umierali na jakieś przeziębienia. Stąd łatwo >>> wywnioskować że raka powodują na ten przykład antybiotyki bądź nawet >>> zwykły rutinoscorbin. A może to wina telewizorów kolorowych?[/color] >>[/color] > > Skrypek jest duren, bo nei zauwaza roznicy miedzy korelacja a > zalaznoscia przyczynowo-skutkowa. No, ale on jest w dobrym > trwarzystwie 90% populacji[/color]
A.L. jest głupek, bo zauważa związki przyczynowo-skutkowe tam gdzie ich nie ma. Pospolicie nazywa się je zabobonami. Niestety 90% populacji w nie wierzy, stąd popularność astrologii, religii, homeopatii i wszelkiej innej maści new-age bullshitu.
Użytkownik "Sempiterna" <rzopa@amorki.pl> napisał w wiadomości news:488a1779$1@news.home.net.pl... [color=blue] > sukces... kolory miał jak brzytwa, lepsze, niż niejeden zachodni OTV z > wystawy... dopiero pod sam koniec żywota zaniemógł. Cóż... części były > wówczas liche, papier nawet nie był zbytnio bakelizowany (chodzi o płytki > drukowane), zimne luty się zdarzały, kondensatory umierały z przegrzania, > bo tuż pod "lampą rentgenowską" siedziały,[/color]
Widzę, że masz do niego stosunek jak do własnego dziecka, u którego wad się nie dostrzega.
Użytkownik "MC" <m5c@go2.pl> napisał w wiadomości news:g6dfh5$s3a$1@node1.news.atman.pl...[color=blue] > Użytkownik "Sempiterna" <rzopa@amorki.pl> napisał w wiadomości > news:488a1779$1@news.home.net.pl... >[color=green] >> sukces... kolory miał jak brzytwa, lepsze, niż niejeden zachodni OTV >> z wystawy... dopiero pod sam koniec żywota zaniemógł. Cóż... części >> były wówczas liche, papier nawet nie był zbytnio bakelizowany (chodzi >> o płytki drukowane), zimne luty się zdarzały, kondensatory umierały z >> przegrzania, bo tuż pod "lampą rentgenowską" siedziały,[/color] > > Widzę, że masz do niego stosunek jak do własnego dziecka, u którego > wad się nie dostrzega.[/color]
Mówię serio. Po prostu był dobrze wyregulowany. Zresztą, tymi rzeczami zajmował się znajomy technik, mający odpowiednie do tego przyrządy. Wady - dostrzegam - ciężki jak cenzura (prawie po równo podzielone na kineskop, bebechy i skrzynię - po 18-19 kg), badziewiaste części, na szczęście obwody strojone trzymały, parę razy jednak się spsuł był, ale dopieszczony, to działał cacy, obraz i dźwięk bez zastrzeżeń. Jak lampy potraciły emisję, zostały zmienione... itd. Problem jego był taki, że badziewiaste części traciły parametry i jeśli się tego nie wymieniało, obraz (bardziej) i dźwięk (mniej) ulegały pogorszeniu. Czasem przypalały się przewody w stopniu mocy odchylania, na szczęście były krótkie (lutowane do podstawki - lampa (6p45s) i ich popalenie nie zagrażało środowisku. No - i raz na dość krótki czas należało odkurzyć wnętrze, inaczej zebrany w nadmiarze kurz potrafił się zajarać... W obecnych telewizorach jedyną lampą jest kineskop, a moc admisyjna, wydzielona w postaci ciepła, jest znacznie mniejsza, no i materiały są lepsze.
-- D4 Abecadło z pieca spadło, Chleb wypiło, wodę zjadło.
Użytkownik "Sempiterna" <rzopa@amorki.pl> napisał w wiadomości news:488ad77c$1@news.home.net.pl...[color=blue][color=green] >> >> Widzę, że masz do niego stosunek jak do własnego dziecka, u którego wad >> się nie dostrzega.[/color] > > Mówię serio. Po prostu był dobrze wyregulowany. Zresztą, tymi rzeczami > zajmował się znajomy technik, mający odpowiednie do tego przyrządy.[/color]
Czyli nie był to produkt powszechnego użytku, chyba, że razem z owym technikiem. Akle wtedy zabrakłoby techników i to jeszcze takich z wyposażeniem i kwalifikacjami. [color=blue] > dopieszczony, to działał cacy, obraz i dźwięk bez zastrzeżeń. > Jak lampy potraciły emisję, zostały zmienione... itd.[/color]
Z tym się zgodzę. Przebiegi międzynaprawcze to główna różnica np. między samolotami Wschodu i Zachodu. [color=blue] > Problem jego był taki, że badziewiaste części traciły parametry i jeśli > się tego nie wymieniało, obraz (bardziej) i dźwięk (mniej) ulegały > pogorszeniu. Czasem przypalały się przewody w stopniu mocy odchylania, na > szczęście były krótkie (lutowane do podstawki - lampa (6p45s) i ich > popalenie nie zagrażało środowisku. No - i raz na dość krótki czas > należało odkurzyć wnętrze, inaczej zebrany w nadmiarze kurz potrafił się > zajarać... > W obecnych telewizorach jedyną lampą jest kineskop, a moc admisyjna, > wydzielona w postaci ciepła, jest znacznie mniejsza, no i materiały są > lepsze.[/color]
I nawet te kineskopowe powoli odchodzą do lamusa.
Użytkownik "MC" <m5c@go2.pl> napisał w wiadomości news:g6hju1$4kj$1@node1.news.atman.pl...[color=blue] > Użytkownik "Sempiterna" <rzopa@amorki.pl> napisał w wiadomości > news:488ad77c$1@news.home.net.pl...[color=green][color=darkred] >>> >>> Widzę, że masz do niego stosunek jak do własnego dziecka, u którego >>> wad się nie dostrzega.[/color] >> >> Mówię serio. Po prostu był dobrze wyregulowany. Zresztą, tymi >> rzeczami zajmował się znajomy technik, mający odpowiednie do tego >> przyrządy.[/color] > > Czyli nie był to produkt powszechnego użytku, chyba, że razem z owym > technikiem. Akle wtedy zabrakłoby techników i to jeszcze takich z > wyposażeniem i kwalifikacjami.[/color]
Inna sprawa, że czasami taki technik to byl Pan Zeniu, który kursa jakoweś w ośrodkach LOK-u pokończył i reperywa telewizory, niespecjalnie rozumiejąc ich działanie. [color=blue][color=green] >> dopieszczony, to działał cacy, obraz i dźwięk bez zastrzeżeń. >> Jak lampy potraciły emisję, zostały zmienione... itd.[/color] > > Z tym się zgodzę. Przebiegi międzynaprawcze to główna różnica np. > między samolotami Wschodu i Zachodu.[/color]
Ano, cóż... Zresztą, wcale bym się nie zdziwił, gdyby jednak taki telewizor był ściśle zgodny z projektem, producent nie chrzaniłby roboty dając badziewiaste części, transformator byłby nawijany drutem miedzianym (w Rubinach nawijano aluminiowym!), to, że taki telewizor przetrwałby długie lata w dobrym stanie. Ruscy pewne rzeczy robili pod tym kątem - minimum obsługi, maksimum działania. Czyli ciężkie, toporne, ale przetrwa np. 10 lat gdzieś na Kamczatce, czy Syberii bez specjalnej obsługi, bo najbliższy reperowacz to 500 km stąd... Choćby obraz niewiele już przypominał oryginał, ale cuś-tam było by widać i taka babuszka miała by frajdę widząc Pierwszego Sekretarza mówiącego, że wszystko gra. [color=blue][color=green] >> Problem jego był taki, że badziewiaste części traciły parametry i >> jeśli się tego nie wymieniało, obraz (bardziej) i dźwięk (mniej) >> ulegały pogorszeniu. Czasem przypalały się przewody w stopniu mocy >> odchylania, na szczęście były krótkie (lutowane do podstawki - lampa >> (6p45s) i ich popalenie nie zagrażało środowisku. No - i raz na dość >> krótki czas należało odkurzyć wnętrze, inaczej zebrany w nadmiarze >> kurz potrafił się zajarać... >> W obecnych telewizorach jedyną lampą jest kineskop, a moc admisyjna, >> wydzielona w postaci ciepła, jest znacznie mniejsza, no i materiały >> są lepsze.[/color] > > I nawet te kineskopowe powoli odchodzą do lamusa.[/color]
Ano, całe szczęście. Jakkolwiek, PORZĄDNIE zrobione kineskopy dają naprawdę świetny obraz, tak jednak nie należy zapominać, że to prawdziwa bomba - w środku jest próżnia, z czego wynika, że nacisk powietrza na całą bańkę kineskopu to ok. 3-4 ton (!) - na każcy 1 cm kwadratowy naciska kilogram powietrza. W dużych kineskopach łączny nacisk może dochodzić do 10-15 ton! Łatwo sobie wyobrazić, co może sie stać w razie implozji, gdy nie zadziała (a czasem tak się dzieje) zabezpieczenie przeciwimplozyjne? Matryce ciekłokrystaliczne stale się poprawiają, plazma na razie żre energię jak oszalała, wystarczy zbliżyć rękę do takiego ekranu - jest wyraźnie ciepły... w końcu to też lampa elektronowa. BTW. Wcale nie jest powiedziane, że odejdą ostatecznie - [url]http://www.frazpc.pl/b/109852[/url].
-- D4 Abecadło z pieca spadło, Chleb wypiło, wodę zjadło.
Użytkownik "Sempiterna" <rzopa@amorki.pl> napisał w wiadomości news:488c72e7$1@news.home.net.pl... [color=blue] > BTW. Wcale nie jest powiedziane, że odejdą ostatecznie - > [url]http://www.frazpc.pl/b/109852[/url].[/color]
Jest zdecydowanie za wcześnie na ocenę tego pomysłu. Minął rok od opublikowania wiadomości i jakoś zalewu tej technologii nie widać. IDG (bo stamtąd pochodzi ta wiadomość) jest raczej plotkarskie niż poważne.
Użytkownik "MC" <m5c@go2.pl> napisał w wiadomości news:g6hsvq$71o$1@node2.news.atman.pl...[color=blue] > Użytkownik "Sempiterna" <rzopa@amorki.pl> napisał w wiadomości > news:488c72e7$1@news.home.net.pl... >[color=green] >> BTW. Wcale nie jest powiedziane, że odejdą ostatecznie - >> [url]http://www.frazpc.pl/b/109852[/url].[/color] > > Jest zdecydowanie za wcześnie na ocenę tego pomysłu. Minął rok od[/color]
Ano... ponoć jakieś tam spory patentowe... ja jednak wiem, że w dużym słońcu najlepiej sprawuje sie LCD, nie porównywałem tylko, czy lepiej CSTN, czy TFT. [color=blue] > opublikowania wiadomości i jakoś zalewu tej technologii nie widać. IDG > (bo[/color]
Widocznie albo nie rozwiązali spraw patentowych, albo nie opanowali technoligii na tyle, aby była możliwa do masowego rwprowadzenia. LCD jednak tanieje (choć patrząc po ostatnich cenach nie powiedziałbym tego) [color=blue] > stamtąd pochodzi ta wiadomość) jest raczej plotkarskie niż poważne.[/color]
Też tak myślę, dlatego taką wiadomość przyjmuję dopiero, jak potwierdzi ją ktoś inny, niezależnie.
-- D4 Abecadło z pieca spadło, Chleb wypiło, wodę zjadło.
Użytkownik A.L. napisał: [color=blue] > To chodzilo o co innego: lekarze bali sie oglosic ze to moze byc od > telefonu. Bali sie ze zostana zaskarzeni przez firmy telefoniczne.[/color]
Nie wspominajac o tym, ze najprowdopodobniej nie sa w stanie udowodnic karkolomnej tezy zgodnie z przyjetymi zasadami.
Krzysztof
A.L. pisze: [color=blue] > W medycynie i naukach socjalnych malo co mozna udowodnic. > > Raz maslo jest szkodliwe, raz bez masla mozna umrzec. Zalezy kto > sponsoruje badania[/color]
Maslo i podobne tematy to jest oddzielna sprawa, faktycznie zalezna od tego, czy sponsorem sa mleczarze, czy przemysl produkujacy oleje spozywcze.
Natomiast w przypadku nowotworow problem lezy po pierwsze w tym, ze my o nich bardzo malo wiemy. A to co wiemy, to sa tylko widoczne objawy w postaci procesu nowotworzenia i do tego jeszcze o bardzo duzej zmiennosci.
Krzysztof
Użytkownik "Krzysztof Olszak" <oelka_AAA@kolej.pl> napisał w wiadomości news:g6k6jr$ot2$1@achot.icm.edu.pl...[color=blue] > A.L. pisze: >[color=green] >> W medycynie i naukach socjalnych malo co mozna udowodnic. >> >> Raz maslo jest szkodliwe, raz bez masla mozna umrzec. Zalezy kto >> sponsoruje badania[/color] > > Maslo i podobne tematy to jest oddzielna sprawa, faktycznie zalezna od > tego, czy sponsorem sa mleczarze, czy przemysl produkujacy oleje > spozywcze. > > Natomiast w przypadku nowotworow problem lezy po pierwsze w tym, ze my o > nich bardzo malo wiemy. A to co wiemy, to sa tylko widoczne objawy w > postaci procesu nowotworzenia i do tego jeszcze o bardzo duzej zmiennosci.[/color]
To jest taka sama sprawa. I w jednym i drugim przypadku podstawą jest niewiedza, która sprzyja formułowaniu kategorycznych i jednocześnie dokładnie przeciwnych wniosków przez dyspozycyjne osoby.
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.ploprawy.xlx.pl
|
|